Kiedy EA zaprezentowało pierwszy trailer nowego Battlefielda, ciężko było mi przekonać się do wizji drugiej wojny światowej, jaka została przedstawiona przez deweloperów z DICE. Kilka godzin spędzonych w wersji beta na mapie Rotterdam również nie dawało powodów do optymizmu – „feeling” broni zawodził, brakowało kilku ciekawych rozwiązań z poprzedniej odsłony serii, a układ pola walki sprawiał, że nierzadko byliśmy zachodzeni przez przeciwników odradzających się nam za plecami. Nie wiem, co szwedzkie studio zrobiło przez te kilka miesięcy, ale mogę tylko pogratulować świetnej roboty i decyzji o przesunięciu premiery na listopad. Battlefield V to bowiem świetna gra.

Nie skupiajmy się na dysonansie między pesymistycznymi oczekiwaniami, jakie dawało nam EA, a rzeczywistym produktem. Battlefield V przenosi nas na pola drugiej wojny światowej i dostarcza nam emocji, do jakich przyzwyczaiła nas seria. Nie da się pozbyć wrażenia, że „piątka” to swoista kontynuacja osadzonej w realiach pierwszej wojny światowej „jedynki”. Utrzymano efektywność oprawy graficznej, rewelacyjne udźwiękowienie, dobre „czucie” broni i wszelkiej maści pojazdów. Podstawowe różnice pojawiają się w detalach. Battlefield V stawia na progres, rozwijanie naszego bohatera oraz rozbudowę arsenału, który wykorzystujemy (do specjalnych dodatków mamy dostęp jako dowódcy drużyny po uzbieraniu odpowiedniej liczby punktów). Z czasem otrzymamy również dostęp do trybu Battle Royale (rzekomo w marcu) oraz wielkiej niewiadomej – Teatru Wojny, który będzie serwować nam mniejsze i większe nowości oraz rozwinie społecznościowy aspekt rozgrywki. W tym miejscu muszę wspomnieć o tym, czego brakuje mi względem poprzedniej odsłony serii – behemothów, czyli wielkich pojazdów, które pozwalały przechylić szalę zwycięstwa w kluczowym momencie rozgrywki.

Wspomniany wyżej rozwój postaci sprawia, że Battlefield V nie znudzi się tak szybko, jak poprzednik (który i tak przyciągnął mnie przed konsolę na ponad 150 godzin). Progresowanie naszej klasy, broni, pojazdów oraz żołnierza daje mnóstwo frajdy, co w połączeniu z darmowymi dodatkami zagwarantuje poczucie wiecznie zmieniającej się gry. To świetna informacja dla osób, które będą spędzały na wirtualnych polach bitwy przynajmniej kilka wieczorów w tygodniu. Mam nadzieję, że dynamiczne zmiany nie zostaną źle przyjęte przez graczy, którzy mają mniej czasu na gry i mogą się pogubić w szybko zmieniających się realiach.

W grze możemy sterować szturmowcem, medykiem, wsparciem albo zwiadowcą. Trzecia z wymienionych klas nieco straciła moim zdaniem na znaczeniu, bo obecnie każdy gracz może reanimować rannych współtowarzyszy. Z drugiej jednak strony arsenał broni i dodatków, jakie zostały przygotowane dla „sanitariuszy” nie ustępuje temu, co widzimy wybierając inną profesję. Warto zaznaczyć, że dla każdej klasy możemy spersonalizować wygląd swojego żołnierza (od facjaty po mundur), a także płeć. W tym miejscu pojawiają się kontrowersje – no bo jak to tyle kobiet może biegać na polu bitwy drugiej wojny światowej? Fakt, odstaje to od realiów drugiej wojny światowej, ale to, że po wyskoczeniu z samolotu strzelamy panzerfaustem do czołgu, po czym reanimujemy kolegę, który dostał w głowę z karabinu snajperskiego… również jest oderwane od rzeczywistości. Gra rządzi się swoimi prawami i czerpać radość powinni z niej wszyscy zainteresowani.

Siłą Battlefielda od zawsze był tryb dla wielu graczy. W tym roku powróciły znany już tryby – podbój, linia frontu, deathmatch i inne. Niestety wspomniany już wyżej Battle Royale pojawi się dopiero w marcu. Szkoda, ale mam nadzieję, że zagwarantuje nam to wysoką jakość otrzymanego dodatku. DICE dało nam dwa lata temu świetną, choć krótką kampanię dla pojedynczego gracza – zapadała ona w pamięć. Nie sposób nie stwierdzić, że było to odstępstwo od reguły i w „piątce” czeka na nas kilka nijakich misji. Mogą one stanowić dobre wprowadzenie dla nowych graczy, ale jeżeli to powód, dla którego chcecie kupić grę, to zdecydowanie odradzam.

Po około 10 godzinach spędzonych w grze nie mogę narzekać na mapy i system strzelania, ale braków dopatruję się za to w temacie pojazdów. Nie dlatego, że są złe – wręcz odwrotnie, wszystko spełnia moje oczekiwania rosnące od premiery Battlefielda 1942, w którego długimi godzinami zagrywałem się ponad dekadę temu. Pojazdów jest jednak mało. Wierzę, że z czasem balans rozgrywki zostanie dopracowany przez DICE i przynajmniej czołgi będą odnawiać się częściej w okolicach baz czy flag.

Battlefield V to jedna z lepszych odsłon legendarnej już serii. Szkoda, że początkowo marketing dotyczący gry oraz pierwotny zamysł dotyczący rozwoju bohaterów uprzedził wielu potencjalnych odbiorców do tej produkcji – nauczka dla EA na przyszłość. Pola bitwy powróciły z świetnym arsenałem, ogromnymi mapami, emocjonującymi starciami i planami na dalszy rozwój. Pomniejsze wady to bardziej choroby wieku dziecięcego niż elementy utrudniające rozgrywkę. I dobrze – na takiego Battlefielda czekałem.

Grę do testów dostarczyło EA Polska – dziękujemy. Testowałem wersję dla PS4.