Łóżko zdaje się być jednym z ostatnich bastionów, które ochroniły się przed obecnością nowoczesnych technologii. Według statystyk 48% Brytyjek oraz 12% Brytyjczyków korzysta z różnego rodzaju gadżetów erotycznych – pobieżna analiza rynku pozwala jednak zakładać, że jedynie mała część z nich może zostać uznana za produkty „smart”. Rozwój otaczającego nas świata jest jednak nieubłagany i do sprzedaży trafiają już akcesoria, które analizują nasze życie seksualne, łączą się ze smartfonem albo przekazują dane do aplikacji, która ma mniejszą lub większą użyteczność z punktu widzenia użytkownika.

W ciągu ostatnich kilku lat rynek smart gadżetów erotycznych zdaje się powoli rosnąć. Jednym z pierwszych produktów tego typu, o którym usłyszałem, był Lush, czyli wibrator, którym można sterować przy użyciu smartfona. Użytkownicy otrzymali w ten sposób nie tylko dostęp do ustawień, które pozwalają na zmianę trybu lub siły działania. Aplikacja producenta umożliwia kontrolę produktu z dowolnego miejsca na świecie, co zdaje się być ciekawym rozwiązaniem dla par żyjących na odległość. Dodatkowym benefitem ma być zdaniem producenta dostęp do statystyk – te zdają się jednak być bardziej ciekawostką niż drogą do poprawy swojego życia seksualnego.

Drugim produktem, o którym informacje pojawiły się w bardziej mainstreamowych mediach, jest polskie Lovely. Miałem okazję zapoznać się z drugą generacją tego produktu, Lovely 2.0, oraz nową aplikacją, której możliwości wykraczają daleko poza funkcję pilota. Dzięki rozmowie z Jakubem Konikiem – prezesem oraz założycielem firmy – zaczerpnąłem zaś informacji o polityce firmy, trudnościach, jakie stały na drodze do sukcesu, oraz planach na dalszy rozwój i ekspansję.

Lovely 2.0 to nakładka na penisa, która za pomocą wibracji ma pozwolić na stymulację łechtaczki partnerki, a dzięki uciskowi wydłużyć czas stosunku ze strony partnera. Produkt ma kształt łezki z otworem i został wykonany z wysokiej jakości silikonu gwarantującego bezpieczeństwo i wodoodporność. Ładowanie następuje za pomocą niewielkich rozmiarów stacji indukcyjnej. W środku gadżet skrywa przede wszystkim silniczek wibrujący, którego siłą oraz trybem działania można sterować zdalnie lub za pośrednictwem przycisku w środkowej części, moduł bluetooth do łączenia się ze smartfonem, akumulator, a także akcelerometr i żyroskop analizujący ruch podczas stosunku. O ile samo akcesorium jest stosunkowo proste w swoich założeniach, tak aplikacja do jego obsługi zdaje się być nie tylko ciekawa, ale też użyteczna.

lovely

W dowolnym momencie po zakończeniu aktywności seksualnej partnerzy mogą zsynchronizować aplikację z Lovely 2.0. Na podstawie analizy sesji para otrzymuje spersonalizowane porady, które zostały podzielone na cztery kategorie: bliskość (uczucia i myśli), zmysłowość (pobudzanie wyobraźni), namiętność (urozmaicenie stosunku) oraz kinky (dodatkowe doznania). Znajdują się wśród nich między innymi informacje o pozycjach seksualnych, strefach erogennych, grach mających pogłębić poczucie bliskości poza łóżkiem itp. Co ważne, dodatkowe „Daily Tips” można generować raz dziennie – są one napisane w bardzo kulturalny oraz zrozumiały sposób, nie przekraczają granic dobrego smaku i mają na celu zachęcać do eksploracji w sferach intymnych. Użytkownicy, którzy chcą szybciej pogłębić swoją wiedzę na ten temat, mogą wykupić dostęp do konta premium (29,99 zł miesięcznie), który pozwoli na kontakt z „Seks Edukatorem” oraz zagwarantuje dostęp do filmów na temat satysfakcji seksualnej.

Nie da się ukryć, że Jakub Konik – twórca Lovely – stworzył ambitny plan. Polacy są nadal konserwatywnym społeczeństwem, w którym temat gadżetów erotycznych wciąż stanowi tabu. Widać, że sytuacja ulega zmianie, czego przykładem może być chociażby obecność wibratorów lub nakładek wibrujących w drogeriach albo spora liczba sex shopów (w samej Gdyni naliczyłem ich pięć). Cele biznesowe wymusiły więc na Lovely szersze spojrzenie i skierowanie swojego produktu do klienteli z całego świata – obecnie głównym odbiorcą akcesorium są Amerykanie.

Druga przeszkoda dotyczyła aplikacji mobilnej. Przed rozmową z Jakubem zakładałem, że o ile współpraca z Google była bezproblemowa, tak Apple miało opory przed dopuszczeniem programu do Apple Store. Okazało się, że sytuacja była dokładnie odwrotna. To właśnie firma z Cupertino nie rzucała twórcom kłód pod nogi, a Google usunęło aplikację z Google Play i spowodowało panikę w szeregach krakowskiego startupu, nie dając im szans na kontakt w celu wyjaśnienia sprawy. Na szczęście (dla twórców i użytkowników) program jest obecnie dostępny w obu sklepach.

W przypadku gadżetów erotycznych problematyczna pozostaje również kwestia marketingu. W wielu przypadkach standardowe sposoby reklamy nie mają racji bytu ze względu na zapisy w regulaminach. Twórcy Lovely 2.0 nie chcą również współpracować z aktorami i aktorkami porno, dlatego pozostaje im marketing szeptany, wychodzenie bezpośrednio w stronę użytkowników oraz blogi erotyczne utrzymane w dobrym smaku.

Według Jakuba, ideą stojącą za powstaniem Lovely było przybliżenie tematu satysfakcji seksualnej i zwiększenie świadomości użytkowników na ten temat. Duet w postaci aplikacji i nakładki zdaje się osiągać ten cel, w czym swój udział miała z pewnością praca seksuologów, którzy uczestniczyli w opracowywaniu algorytmów i porad dla użytkowników. W trakcie rozmowy z twórcami nie mogłem jednak nie zapytać o zabezpieczenie zbieranych przez Lovely danych. Zostałem jednak zapewniony, że twórcy odpowiedzialnie podchodzą do tematu, a same logi są skonstruowane w ten sposób, że nawet gdyby trafiły w niepowołane ręce, ich odczytanie byłoby niemożliwe bez odpowiedniej wiedzy.

Obecnie polska firma skupia się na promocji drugiej generacji swojego produktu oraz aplikacji Lovely. Wśród dalej idących planów znajduje się jednak projekt kolejnego akcesorium. Niestety na szczegółowe informacje na ten temat będziemy musieli jeszcze poczekać.

Artykuł ukazał się pierwotnie w MyApple Magazynie nr 1/2019

Pobierz MyApple Magazyn nr 1/2019