W ubiegłym roku Ubisoft poinformował, że na kolejną, po Syndicate, część Assassin’s Creed będziemy musieli poczekać dłużej niż rok. Powód był prosty - seria zaczęła zjadać własny ogon, zrobiła się monotonna przez zapychające rozgrywkę misje, model walki i wspinania przestał po latach zachwycać, a zacząć jedynie nużyć. Czuję się przez Ubisoft odrobinę oszukany, bo Assassin’s Creed wrócił. Tym razem jako Mafia III.

Przytyk w stronę Ubisoftu jest oczywiście żartobliwy, ale ma swoje uzasadnienie. Mafia III ma bowiem więcej wspólnych elementów z serią Francuzów niż ze swoimi poprzednikami. Brakuje znanych z filmów „Ojciec Chrzestny”, „Kasyno” czy „Chłopcy z ferajny” elementów, a rozgrywka została sztucznie wydłużona przez ciąg misji pobocznych, które nie różnią się od siebie. Nie chciałbym jednak ograniczać się wyłącznie do wieszania psów na produkcji studia Hangar 13, bo sama gra jest dobra i mimo swoich wad dostarcza sporo rozrywki. Niemniej jednak po kontynuacji doskonałej serii i takich nazwiskach jak Haden Blackman (były dyrektor kreatywny LucasArts) można było się spodziewać o wiele więcej.

Fabuła i sposób prowadzenia narracji to jedne z najmocniejszych stron nowej Mafii. Nasz bohater – Lincoln Clay – to wyszkolona przez amerykańską armię maszyna do zabijania, która powraca z Wietnamu aby w krótkim czasie zostać zdradzonym przez swoich znajomych i ledwo ujść z życiem. Lincoln zostaje jednak uratowany, kula odbija się od jego czoła (tak jak pisałem - twardziel), pożar nie trawi jego ciała, a po krótkiej czasie rehabilitacji i odpoczynku pojawia się w jego głowie jedno pragnienie – zemsta na oprawcach. Naszemu bohaterowi nie wystarczy jednak zabicie grupki zdrajców – oj nie, honor mu na to nie pozwala. Clay chce zdobyć całe miasto – wzorowane na Nowym Orleanie New Bordeaux – przejąć biznesy, zjednać sobie ludzi i stać się panem całej Luizjany.

Narracja jest prowadzona w bardzo ciekawy, w pewnym stopniu nowatorski sposób. Z jednej strony popychają ją do przodu cut-scenki z udziałem bohatera (raz „kręcone” z kilku ujęć, a raz niczym w Gothicu z ustawionymi przed sobą w jednym kadrze postaciami) oraz relacje świadków całej historii, którzy wypowiadają się o niej po latach. Mamy więc podstarzałego księdza, który wspomina, jak przed laty pomagał Lincolnowi; agenta FBI zdającego relacje przed sądem; prokuratora który badał sprawę vendetty naszego bohatera. To świetny zabieg pozwalający spojrzeć na fabułę przez różne pryzmaty.

Szkoda, że ciąg świetnych przerywników i wielu stojących na bardzo wysokim poziomie misji jest zakłócany przez monotonię odbijania dzielnic. Niestety nie wygląda to tak, jak w GTA San Andreas, ale bardziej jak w Far Cry’u i Assassin’s Creed. Musimy wyrządzić odpowiednie straty wrogiemu gangowi przez niszczenie beczek w gorzelni, uwalnianie zakładników, okradanie kas sklepowych i zabijanie wyższych rangą mafiozów. Jeżeli osiągniemy wyznaczony przez grę efekt, to będziemy mogli zabić wyższego rangą gangstera i przekazać należący do niego biznes jednemu ze swoich wspólników, o których będę pisał niżej. Odbijanie dzielnic tworzy sztuczne przerwy w świetnej historii. Nuży, zmusza do robienia tego samego w kółko i sztucznie wydłuża grę. Mafia III zyskałaby bardzo dużo, gdyby była krótsza albo oferowała urozmaicone, wymagające i ciekawe wyzwania dotyczące przejmowania i niszczenia biznesów. Tło historyczne, jakim jest 1968 r., dawało spore pole do popisu w tym temacie. Szkoda, że go nie wykorzystano.

Wspominałem wyżej o wspólnikach Lincolna. Należą do nich Irlandczyk Thomas Burke, Haitanka Cassandra i Włoch Vito Scaletta – bohater Mafii II, który zabił bohatera Mafii I. Prawdę powiedziawszy to tylko ostatnia z wymienionych postaci stanowi jakiś pomost między tą grą, a poprzednimi odsłonami serii. Ich klimat odszedł w niepamięć i został zastąpiony przez zupełnie nowy świat. Nie chciałbym tego traktować jako wadę, bo jednak New Bordeaux ze swoimi zróżnicowanymi dzielnicami, bagnami pełnymi krokodyli i większym rozwarstwieniem etnicznym mieszkańców jest świetnym miejscem dla całej historii, jaką przedstawia gra, ale… wolałbym, aby Mafia III pojawiła się na rynku jako osobna gra, a konsumenci otrzymali kontynuację kultowej serii z krwi i kości.

Współpraca z naszymi wspólnikami jest bardzo ważnym elementem gry. To im przekazujemy zdobywane biznesy, a oni zapewniają nam wsparcie. Mogą odwołać pościg policji, przywieźć vana z bronią, podstawić samochód czy zorganizować osiłków do naszej pomocy. Musimy jednak zwracać uwagę na to, aby traktować ich równo. W innym przypadku osoba, którą pomijamy w „rozdawaniu” biznesów, może zbuntować się przeciwko nam.

Każdy biznes zarabia, a część generowanych przychodów trafia do naszej kieszeni. Ponadto przekroczenie pewnej puli obrotów przez jednego ze wspólników gwarantuje nam dodatkowe bonusy. Ta mechanika ubarwia rozgrywkę i została w dalszej części gry bardzo dobrze rozwinięta. Na początku nasz wybór jest bowiem ograniczony.

Dwie duże zalety Mafii III to ścieżka dźwiękowa i model prowadzenia samochodów. Oczywiście ocena pierwszego aspektu zależy w dużej mierze od gustu muzycznego, ale Jimi Hendrix, Creedence Clearwater Revival, The Animals, The Band, Johnny Cash i wielu innych wykonawców dostarczyło 101 utworów, które pomagają w tworzeniu świetnego klimatu gry. Sterowanie samochodami jest zaś wyjątkowo przyjemne. W opcjach możemy wybrać czy chcemy zachować model zręcznościowy czy symulacyjny (który de facto symulacyjny nie jest). Pojazdy czuć, każdy prowadzi się unikatowo, inaczej wchodzimy nimi w zakręty. Szkoda tylko, że lista dostępnych samochodów (i łodzi) nie została bardziej zdywersyfikowana i zbyt wielkiego wyboru w kwestii dostępnych pojazdów niestety nie mamy.

O najważniejszych wadach Mafii III pisałem wyżej, ale niestety na nich lista minusów się nie kończy. Bardzo ciężko mi wyróżnić oprawę graficzną. Modele postaci i pojazdów są świetne, ale wzbogacenie świata o bardziej bujną roślinność oraz dodatkowe przedmioty, a także poprawienie wielu animacji byłoby na pewno krokiem w dobrą stronę. Mafia III nadal jest naszpikowana „bugami” - po około 20 godzinach rozgrywki raz wpadłem pod mapę, a dwa razy natrafiłem na niewidzialne schody.

Wśród wad Mafii II wymieniano przede wszystkim brak w pełni otwartego świata i prowadzenie gracza po sznurku od jednej misji do drugiej. Niestety w kontynuacji serii nie zmieniło się to znacząco. Owszem, na mapie znajdziemy wiele misji do wyboru i możemy je realizować w dowolnej kolejności. Brakuje jednak tego, z czego słynie seria GTA – dodatkowych misji będących odskocznią od głównego wątku, barów, kręgielni itd. Znajdźki w postaci stron ze starych Playboyów nie rekompensują tego w zbyt dużym stopniu.

Mafia III jest grą bardzo nierówną. Z jednej strony mamy świetną historię, dobrze pokazanych charyzmatycznych bohaterów, ciekawy sposób prowadzenia narracji, rewelacyjną ścieżkę dźwiękową, przyjemny model prowadzenia pojazdów, skradania się oraz strzelania i niejednokrotnie dbałość o małe szczegóły (Lincoln potrafi wystukiwać rytm piosenki na kierownicy w czasie jazdy samochodem). Niestety „zapchajdziury” w postaci odbijania dzielnic wpływają wyjątkowo negatywnie na przyjemność czerpaną z rozgrywki. Szkoda, bo wystarczyłoby ograniczyć liczbę takich zadań lub bardziej je urozmaicić, aby Mafia III stała się świetna. Kiedy dodamy jednak do tego wszystkiego przeciętną oprawę graficzną, średnią inteligencją przeciwników, pustkę otwartego świata oraz niedopracowanie wielu elementów (różnie kręcone cut-scenki, bugi) to zobaczymy, że stoimy przed przeciętną produkcją. Mafia III to nie jest zła gra, sam mam zamiar dokończyć główny wątek i bawię się całkiem nieźle, ale pewne wady położyły rozgrywkę. Szkoda, bo seria Mafia zasługiwała na coś o wiele lepszego.

Grę testowałem na PlayStation 4.