Serwisy streamingowe stają się z miesiąca na miesiąc coraz bardziej popularne. Nie powinno to nikogo dziwić. Dostęp do muzyki za ich pośrednictwem jest wyjątkowo łatwy, jak również tani. Co więcej, niektóre tego typu usługi oferują także użytkownikom darmowe abonamenty, co pozwala niemal każdemu uzyskać dostęp do nowych i starszych albumów. Jaki jednak serwis jest najlepszy i czy w ogóle cała idea streamingu jest tak doskonała, jak twierdzi Apple, Spotify i konkurencja?

W ciągu kilku ostatnich lat miałem okazję przetestować wszystkie dostępne w Polsce serwisy. Poznałem ich plusy i minusy, obserwowałem pojawianie się nowych funkcji, a ponadto ciągle zmieniałem swojego „dostawcę muzyki”. Tęsknię trochę za czasami przed streamingiem, choć wiem, że słucham tak wielu albumów, że nie mógłbym sobie pozwolić na kupowanie wszystkich wydawnictw, po które mam ochotę sięgnąć. Jako nastolatek często korzystałem ze źródeł, które nie pozwalały twórcom zarobić, co z pewnością nie było dobrym rozwiązaniem. Jednak zakup płyty, na którą czekałem miesiącami, wiązał się ze swego rodzaju ceremonią. Czekanie na otwarcie sklepu, oglądanie wkładki do albumu z tekstami, umieszczanie płyty w odtwarzaczu w salonie i spokojny odsłuch. Miało to swój urok, który niestety wraz z pojawieniem się streamingu przeminął. Chciałbym go kiedyś odzyskać, sięgając po płyty winylowe, których sprzedaż w dobie Spotify, Apple Music itd. zaczęła rosnąć. Zupełnie mnie to nie dziwi.

Brak magii to nie jedyna wada streamingu. Drugą są zarobki artystów, szczególnie tych mniej popularnych. Sięgając do statystyk, znalazłem informacje, że w Polsce zarabiają oni od 3 do 4,50 zł na sprzedaży płyty. W przypadku Stanów Zjednoczonych to z kolei około 50 centów. Oczywiście wszystko zależy od umowy z wytwórnią, formy sprzedaży oraz innych czynników, ale przedstawione wyżej kwoty są najbardziej dominującymi na rynku. Możemy więc całość zaokrąglić od 2 do 5 zł. Spotify twierdzi, że na jednym odtworzeniu utworu artysta zarabia od 0,006 $ do 0,0084 $. Liczmy, że płyta ma dziesięć utworów i przesłuchamy ją trzy razy. Daje to zarobki od 0,18 $ do 0,25 $. Przy obecnym kursie dolara otrzyma on - co najwyżej - złotówkę. Jak sprawa wygląda w przypadku Apple Music? Firma z Cupertino odda wytwórniom od 71,5% do 73% zysków. To nieco więcej niż Spotify, które dzieli się 70% przychodów. Serwis Bilboard udostępnił informację, że za jedno odtworzenie utworu w Apple Music do kieszeni artysty wpadnie 0,002 $. Może to wynikać z różnicy w ilości subskrybentów. W internecie pojawia się mnóstwo sprzecznych informacji dotyczących „płatności za odtworzenie”. Rzekomo najwięcej płaci Google Music, potem Tidal, Apple Music, Spotify, Deezer i na końcu YouTube. Ranking pokazuje jednak o wiele niższe kwoty w stosunku do tego, co możemy znaleźć na stronie Spotify. Kto kłamie? Trudno stwierdzić, ale wydaje mi się, że szwedzki serwis nie pisałby kłamstw na swojej witrynie. Dla mnie to jednak kolejne argumenty za tym, aby przynajmniej od czasu do czasu kupić płytę (najlepiej winylową) ulubionego artysty.

Który serwis najlepiej wybrać, kierując się własnym dobrem? Znaczenie ma zarówno cena, jak i jakość oprogramowania oraz muzyki. Baza utworów ostatnimi czasy stała się porównywalna i wynosi, w większości przypadków, ponad 30 milionów utworów. Wyjątkiem jest tutaj Apple Music, który oferuje subskrybentom aż 43 miliony pozycji. Czy ma to jednak znaczenie w przypadku bardziej popularnej muzyki? Jeżeli nie jesteście fanami Tylor Swift i kilku innych artystów, to nie. Ważniejsze pytanie dotyczy artystów, którzy w ogóle nie zdecydowali się na dostępność w streamingu. Ich lista ciągle się zmniejsza, ale wspomnieć można chociażby o Joannie Newsom, Prinsie, King Crimson czy Tool. To jednak bardzo indywidualna sprawa i każdy musi sam sprawdzić, czy jego ulubieni artyści są dostępni w streamingu. Debiutanci chyba nie mają wyboru i bez oddania się w ręce Spotify, Apple Music i spółki ich szansa na sukces jest znikoma.

Spotify

  • abonament

– darmowy – jakość mp3 128 kbps, ograniczanie odtwarzania, reklamy

– premium – 19,99 zł

– rodzinny – od 29,99 za dwie osoby do 59,99 za cztery osoby

  • jakość – mp3 320 kbps, kompresja daje się we znaki, brakuje dynamiki i większej głębi.

  • oprogramowanie – bez zastrzeżeń. Wszystko działa płynnie, dobrze zaprojektowany interfejs, możliwość kontynuowania odtwarzania na innym urządzeniu –– w tym PlayStation. Dostępny na niemal wszystkie platformy, niestety pobieranie w tle jest ograniczone w przypadku systemu iOS, jeżeli aplikacja nie jest przez dłuższy czas aktywna.

  • dodatkowe funkcje

– Spotify Weekly, które co tydzień dostarcza spersonalizowaną listę trzydziestu utworów. Raz trafia w gust, a raz całkowicie się z nim rozmija.

– Spotify Running – muzyka jest dobierana do prędkości naszego biegu. Niestety baza utworów jest mała, a sama funkcja działa zdecydowanie niezadowalająco.

Apple Music

  • abonament

– podstawowy –– 4,99 €

– rodzinny –– 7,99 € –– do sześciu osób

  • jakość –– 256 kbps AAC –– kodek kompresowania muzyki autorstwa Apple sprawdza się dużo lepiej, niż MP3. Muzyce brakuje wprawdzie głębi, ale jest zdecydowania bardziej dynamiczna. Jest nieco „ciaśniejsza” niż w przypadku MP3, ale za to mniej „wibrująca”. Spośród wszystkich stratnych formatów AAC najbardziej przypadł mi do gustu.

  • oprogramowanie –– pozostawia wiele do życzenia. Aplikacja mobilna jest nieprzemyślana pod kątem UX, ma problemy z zapisem do offline, niekończącym się buforowaniem utworów. Jej integracja z systemem iOS jest za to jedyna w swoim rodzaju. Możemy jednak zapomnieć o wersji mobilnej na Windowsa, choć już wkrótce program pojawi się w Google Play. W przypadku OS X rozpisywanie się o iTunes nie ma sensu. Aplikacja jest ociężała i daleko jej do ideału.

  • dodatkowe funkcje

– spersonalizowane playlisty –– w moim przypadku sprawdzały się świetnie. Składanki, monografie, największe hity danego artysty, roku czy gatunku muzycznego.

– Beats1 –– nadawane na żywo radio, które z pewnością jest ciekawym elementem Apple Music

– connect –– swego rodzaju serwis społecznościowy pozwalający artystom wylewać myśli

– możliwość przechowania 100 tysięcy utworów z dysku

Tidal

  • abonament

– Premium –– 19,99 zł, AAC 320 kbps

– Hi––Fi –– 39,99 zł, muzyka bezstratna –– FLAC 1411 kbps

– Family –– 50% zniżki za każde dodatkowe konto

  • jakość –– w przypadku abonamentu premium otrzymujemy ponownie, jak w przypadku Apple Music, format AAC, ale tym razem w 320 kbps. Konto Hi––Fi to zaś najwyższa możliwa jakość –– bezstratny format FLAC. Nic nie może się z nim równać.

  • oprogramowanie –– aplikacja Tidal dla iOS oraz dla OS X nie jest zbyt udana. Interfejs jest prosty, ale brzydki i niezbyt intuicyjny. Nie występują z nim jednak większe problemy, choć jego brak dodatkowych funkcji doskwiera.

Deezer

  • abonament

– darmowy –– MP3 128 kbps, tylko playlisty, brak offline

– płatny –– 19,99 zł, MP3 320 kbps

  • oprogramowanie –– Deezer długo opierał się przed stworzeniem aplikacji na komputery, ale podobnie jak w przypadku programu dla systemu iOS, jest ona niewygodna w obsłudze, nieładna, choć działa bardzo sprawnie. Niewiele jest również dodatkowych funkcji.

  • dodatkowe funkcje

– mnóstwo informacji o polskiej muzyce

Google Play Music

  • abonament

– darmowy –– MP3 128 kbps

– płatny –– 19,99 zł, MP3 320 kbps

  • oprogramowanie –– Google Play Music nie ma przede wszystkim wersji na komputery, choć wśród licznych klientów można znaleźć ciekawe programy. Wersja przeglądarkowa działa nad wyraz dobrze, podobnie jak mobilna, choć brakuje jej spersonalizowanych playlist.

  • dodatkowe funkcje – możliwość przechowania w chmurze 50 tysięcy utworów z dysku

Artykuł został pierwotnie opublikowany w MyApple Magazynie nr 1/2016

Pobierz MyApple Magazyn nr 1/2016

Magazyn MyApple w Issuu